Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




∗             ∗

Im dłużéj przyglądam się maurom, tem skłonniejszym się staję do zgodzenia się na to, na co zrazu zgodzić się nie chciałem, a mianowicie, iż nie bardzo się mylą w swych sądach ci wszyscy pisarze, którzy nazywają ich plemieniem wilków i gadzin, obłudnikami, tchórzami; uniżonymi aż do podłości z silniejszym, zuchwałymi ze słabszym, chciwymi, skąpcami, samolubami, ludźmi trawionymi wszystkiemi temi najnikczemniejszymi żądzami i nałogami, jakie mogą skalać duszę człowieka. I czyż mogłoby nawet być inaczéj? Sam rząd, sam ustrój społeczeństwa, nie dozwala rozwinąć się w nich żadnym szlachetniejszym dążeniom; handlują, pracują w różnych zawodach, nieraz bardzo ciężko, lecz nie znają téj pracy, która obok znużenia zadowolenie przynosi, nie znają żadnéj z tych uciech, które wypływają z umysłowego trudu; nie troszczą się o wychowywanie swych dzieci, nie mają żadnego szlachetniejszego celu w życiu; więc całą duszą od-