Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieszkańców podczas wielkiego wylewu. Po godzinnéj przechadzce wróciłem do domu w jakimś dziwnie smutnym nastroju i parę godzin spędziłem przy zakratowaném oknie mego pokoju, z oczami utkwionemi na ściekające wodą drzewa ogrodu, myśląc o biédnym, pocztowym gońcu, który może w téj chwili przebywa wpław, z niebezpieczeństwem utraty życia, spienione Sebu, trzymając w zębach torébkę skórzaną, w któréj znajduje się list od mojéj matki.