Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chory starzec wydał okrzyk radości i padł na kolana. Doznał piérwszego wrażenia światła. Wszyscy ludzie, znajdujący się w ogrodzie, wyrazili swą wdzięczność lekarzowi głośnym okrzykiem, na który odpowiedział inny okrzyk, wydobywający się z tłumu stojącego na ulicy. Żołniérze kazali bezzwłocznie wszystkim oprócz chorego opuścić ogród i dziedziniec pałacu, i w ciągu kilku godzin po calem Fez rozeszła się wieść o cudownjé operacyi. Szczęśliwy lekarz! Tegoż samego wieczora otrzymał za nią nie lada nagrodę, bo został wezwany do haremu Bakalego, gdzie najpiękniejsze kobiety ukazały mu się z twarzą odsłoniętą, w całym blasku swych wspaniałych strojów, i mówiły mu o swoich cierpieniach, patrząc nań swemi ognistemi, czarnemi oczami. I te wszystkie kobiéty należały do Bakalego, były wyłączną własnością starego wielkiego szeryfa? Lekarz, pomiędzy innemi, widział tam prześliczną murzynkę, kształtów posągowych, pokrytą pierścieniami, bransoletami i naszyjnikami, która, jak prawie wszystkie inne mieszkanki haremu, uskarżała się na jakąś ociężałość, słabość, niemoc. Lekarz spytał ją o przyczynę tego chorobliwego stanu.
— Nie mógłbyś pan, odrzekła, przepisać mi lekarstwa, nie zadając tych pytań?
Odpowiedział, iż do zadania ich zmusza go li tylko konieczność.
— Ah, ci chrześcianie, powiedziała, są bardzo ciekawi!
— A kiedy ich ciekawości nie chcą zadowolnić,