Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




∗             ∗

Dzisiaj komendant, ja i Ussi. obrawszy sobie za wodza tego dzielnego, poczciwego, wesołego kapitana di Boccard, zrobiliśmy wycieczkę na szczyt góry Zalag. Towarzyszyli nam: jeden z oficerów eskorty, trzech żołniérzy pieszych, trzech konnych i trzech ludzi ze służby. Przybywszy do podnóża góry, która znajduje się o półtorój godziny drogi, w północno-zachodniéj stronie, od miasta, zatrzymaliśmy się, aby wypocząć i zjeść śniadanie; po śniadaniu kapitan wsadził jabłko na pałkę zatkniętą w ziemię i do owego jabłka kazał strzelać ze swego rewolweru służącym i żołniérzom. Cel, będący zarówno i nagrodą, był łakomy; to też każdy strzelał z całą uwagą; ale ponieważ po raz piérwszy mieli tę broń w ręku, więc żaden nie trafił, a jabłko oddał kapitan oficerowi, prosząc, aby je pomiędzy wszystkich rozdzielił. Trzeba było widziéć, jak śmieszne postawy przybierali mierząc do celu. Ten zarzucał w tył głowę, ten cały się naprzód pochylał, ten głowę przyciskał do kurka, ten zamie-