Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mianując osłem pana malarza. Ussi ma pośród nich nieco więcéj zachowania, gdyż się dowiedzieli, iż był w Kairze, że odmalował odjazd wielkiéj karawany do Mekki na żądanie wice króla, który mu za ten obraz zapłacił piętnaście tysięcy skudów[1]. Jednak pomimo to wszystko mówią, iż wice-król musi miéć chyba niespełna rozumu, skoro za obraz, na odmalowanie którego artysta zapewne i stu franków na farby nie wydał, zapłacił aż piętnaście tysięcy skudów. Pewien kupiec zapytał pana Morteo czy Ussi potrafiłby także pomalować i meble. Ale najbardziéj udręczonym jest biédny Biseo, który co rana udaje się do nowego Fezu, aby tam pewien meczet malować. Wychodzi z domu nie inaczéj, ma się rozumiéć, jak w towarzystwie cztérech lub pięciu żołniérzy uzbrojonych w kije. Nim zdoła sztalugę ustawić, już go otacza trzystu ludzi co najmniéj, a żołniérze zmuszeni są wrzeszczeć i miotać się jak opętańcy, aby oczyścić przed nim chociaż tyle miejsca, by mógł widziéć meczet. Wkrótce jednak ani krzyki ani szturchańce nie mogą wystarczyć i wypada wziąć się do kijów. Za każdém pociągnięciem pędzla, któś po karku obrywa; ale maurowie znoszą to z wielkim spokojem i kij nie wiele pomaga. Od czasu do czasu zbliża się do malarza jakiś święty wojowniczego ducha, a żołniérze łapią go i odprowadzają na stronę. Zdarza się również, iż jaki maur-postępowiec podchodzi do niego

  1. Skud, pieniądz wioski wartości pięciu frankówł