Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

je ogólna a tak wielka radość, iż wynagradza nam z lichwą wszelkie niewygody i nudy doznane w podróży. Poseł wkłada swoją złocistą czapeczkę, Hameden-Kasen przypasuje miecz kosztowny, Selam ma na sobie różowy kaftan, Civo chustkę zieloną do koła głowy (oznaka to wielkiéj uroczystości); cała służba występuje w białych płaszczach; każdy z nas Włochów w ubraniu odświętném. Wszystkich nas jest do stu osób; i śmiało rzec można, że Włochy nigdy jeszcze nie miały poselstwa tak dziwnie różnorodnego, tak wspaniale różnobarwnego, tak wesołego i tak niecierpliwie oczekiwanego jak nasze. Pogoda prześliczna, konie parskają i nie chcą stać na miejscu, haiki kołyszą się w porannym wietrzyku, twarze wszystkich promienieją weselem, oczy wszystkich skierowane są na Posła, który patrzy na zégarek licząc minuty. Już ósma, poseł daje znak aby wsiadać ną koń; w jednéj chwili wszyscy na siodłach, i, naprzód! Ah! nigdy ;dzieckiem być nie przestanę? Tak mi mocno bije serce!