Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Musieli zapomniéć, a może nie wiedzieli wcale, że chrześcianie, biedacy! kilku żon miéć nie mogą.
Owej nocy usnąć było niepodobna. Gdakały kury, szczekały psy, beczały barany, rżały konie, śpiéwały obozowe straże, dzwoniły dzwoneczki przekupniów wody, kłócili się żołniérze o podział mony, potykali się i zawadzali słudzy o kołki i sznury namiotów; zdawało się, iż obóz w jakiś targ się zamienił. Ale, już nam tylko cztery dni do końca podróży zostało i mieliśmy pewien czarodziejski wyraz, który pocieszał nas we wszystkich dolegliwościach a którym był:
— Fez!