Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ściągając brwi czarne i gęste, — że domowi memu niebezpieczeństwo zagraża.
Tylko tyle! pomyślałem sobie. A to rzecz mila! Cóż to za rozkosz być musi sprawować rządy w kraju Beni-Hassenów!
Poseł zgodził się odrazu; Sidi-Abd-Allah ujął jego rękę i przycisnął ją do swjé piersi z niekłamanym wyrazem wdzięczności. Potém konia zawrócił, i cały ten oddział; różnobarwny, obdarty, okropny, wypuściwszy w cwał konie, wkrótce, dla oczu naszych, zamienił się w obłok kurzawy, zmniejszający się co chwila na dalekim widnokręgu!