Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muszę odejść! — rzekł z rozpaczą. — Czy możesz mnie którędy wypuścić? — Nie chciałbym spotkać się z tymi ludźmi. Mam ważne powody.
Zawahawszy się na moment, spytała:
— Gdzie masz kapelusz i płaszcz?
— W kurytarzu... Masz jeszcze dość czasu... — powiedział.
Wpadła do kurytarza i wróciwszy z rzeczami, poprowadziła go przez salon, do przeciwległych drzwi, wchodzących do małej bibljotecki. Było stamtąd wyjście do garażu i na ulicę po tylnej stronie domu.
Zmieszana patrzyła za wielką, oddalającą się spiesznie postacią. Gdy już zniknął z oczu, zamknęła drzwi bibljoteki i znalazła się w salonie w sam raz po to, by spotkać się z matką.
— Gdzie Gilbert? — spytała pani Carthcart.
— Poszedł! — powiedziała Edyta.
— Poszedł?
Skinęła powoli głową.
— Przypomniał sobie coś bardzo ważnego, tak, że musiał wracać do domu.
— Ale wróci, oczywiście?