Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gilbert nie słyszał. Siedział na koźle powozu, oplótłszy ramionami kolana, a twarz jego okrywał pot rzęsisty.
W postawie jego było coś tragicznego, tak, że budziło nawet pewną obawę. Profil, którym obrócił się do podrażnionego przyjaciela miał linje klasyczne, wysokie, dobrze wymodelowane czoło, nos za długi trochę może, oraz silny, zdecydowany podbródek.
Gdy Leslie Frankfort podniósł oczy na nieprzytomnego marzyciela, wspomniał znany powszechnie portret Danta, mimo, że Dante nie miał twardego kapelusza, ani też nie okazywał tak wybitnego zainteresowania dla tłumu w dniu wyścigów.
— Będzie burza.
Leslie wyspinał się po stopniach i zajął miejsce na widowni obok Gilberta, który ocknął się z zadumy.
— Naprawdę? — spytał, ocierając czoło.
Ale rozglądając się w koło nie spojrzał wcale na ciemne chmury, spiętrzone ponad Bansteadem, jeno jął patrzeć po zbitych gęsto masach mężczyzn i kobiet, po jaskrawych plakatach, po