Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziwny człowiek! — zauważył Callidino. Jerzy potwierdził gestem.
— Bardzo dziwny! — rzekł. — A jeszcze dziwniejszem będzie, jeśli tej nocy ujdziemy z łupem naszym z Hatton Garden.
Istotnie nastąpiło to „dziwniejsze“, gdyż nikt nie widział odchodzących złodziei klejnotów. Włamanie do trezoru Gilderheima stało się tematem interesujących rozmów, na równi z szansami „Funstora“, podczas wielkich wyścigów.


II.
WIELKI WYŚCIG FUNSTORA.


I znowu przyszło!
Gilbert Standerton słyszał melodję łagodną, bolesną, poprzez rozgwar dźwięków i szmer głosów. Po chwili znowu znowu zaginęła, zapodziała się, jak złota nić zaplątana w szarą tkaninę życia powszedniego. Rozbłysła i zgasła. Gilbert usiłował stwierdzić skąd rozbrzmiały te tony.
Była to melodja w tonacji F. dur, grana przez niewidzialnego skrzypka.
— Będzie burza! — powiedział ktoś.