Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jerzy odbędzie, zda się małą przejażdżkę autem. Zobaczmyż dokąd się uda.
Detektyw stojący po przeciwległej stronie ulicy skinął głową.
Wątpię czy pojedzie gdzieś, gdzieby warto go śledzić. Mimoto mam za zakrętem ulicy wóz gotowy.
— Ja, w każdym razie pojadę! — oświadczył drugi urzędnik. — Czyś pan słyszał co powiedział o mnie wczoraj wieczór inspektor Whitling z policji w City?
Detektyw objawił żywe zainteresowanie.
— Nie słyszałem, ale radbym się dowiedzieć.
— Ano więc... — zaczął detektów, ale zaraz rozmyślił się. Nie przynosiło mu to zgoła zaszczytu, że śledził przez trzy godziny danego człowieka, a śledzony wiedział dobrze w ciągu całego czasu, iż jest śledzony.
— Halo! — rzekł, gdy otwarto drzwi domu Nr. 43. — Oto nasz człowiek.
Rzucił szybkie spojrzenie wzdłuż ulicy i zobaczył wynajęte dla tego celu auto.
— Idzie właśnie!