Przejdź do zawartości

Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Beaupré).djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieniem mostu westchnień. Wspomnienia moje zamglone już są i nie pamiętam dobrze szczegółów. Jednego tylko nie zapomnę nigdy, że północ to była głęboka, a wyśniony czar piękna i cudowności unosił się nad brzegami kanału i prześlizgiwał się po sennej powierzchni jego ciemnych wód. Noc była niezwykle ciemna i wielki dzwon na piazza wydzwonił właśnie godzinę dwunastą. Campanila stała milcząca i opuszczona, a w wielkim pałacu dożów światła gasły jedne po drugich. Płynąłem wielkim kanałem od strony Piazzety, a gdy gondola moja znalazła się naprzeciw ujścia kanału San Marco, rozległ się nagle w nocnej ciszy dziki, szalony, długotrwały krzyk kobiecy. Przerażony porwałem się z miejsca, a w tejże chwili gondolier mój upuścił do wody jedyne swoje wiosło. Znaleźliśmy się skutkiem tego na łasce prądu i zmuszeni byliśmy posuwać się z wielkiego na mały kanał. Jak olbrzymi czarno-pióry kondor sunęła zwolna łódź nasza ku mostowi westchnień, gdy naraz krocie pochodni zapłonęło w oknach i na krużganku pałacu dożów, zmieniając ciemność nocy w jakiś fantastyczny upiorny odblask dzienny. Usłyszeliśmy, że przed chwilą dziecko wypadło z rąk własnej matki, z wysokości najwyższych okien pałacu, w ciemne głębie kanału. Milcząc, zawarły się ciche fale nad ofiarą swoją, a chociaż gondola moja była jedyną w pobliżu, znalazło się już kilku śmiałych nurków, którzy rzuciwszy się do wody, poszukiwali pod powierzchnią fal skarbu, który ach niestety, znajdować się już musiał na