Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Beaupré).djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go plemienia, uderzyły trwożnie we wzburzonych piersiach. Upłynęło dni kilka, a pierwsze te obawy przeszły w nowe, bardziej jeszcze udręczające wrażenia. Nie mogliśmy zastosować do nawiedzającego nas meteoru żadnych zwyczajnych danych. Historyczne jego właściwości znikły. Widok jego przytłaczał nas straszliwą nowością doznanego wzruszenia. Patrzyliśmy nań, nie jak na zjawisko astronomiczne, lecz jak na duszącą zmorę, tłoczącą serca nasze, jak na cień straszliwy, przysłaniający nasze mózgi. Z szybkością niepojętą kometa przybrała postać olbrzymiego płaszcza z jasnych płomieni, przysłaniającego cały widnokrąg.
Upłynął jeszcze jeden dzień, a ludzie odetchnęli swobodniej. Widocznem było, że znajdujemy się już pod wpływem komety, a mimo to żyliśmy jeszcze. Co więcej, cieszyliśmy się nawet dziwną sprężystością członków i niezwykłą żywością umysłu. Było oczywistem, że przerażający nas meteor, był ciałem niesłychanie przeźroczystem, bo widać było przezeń wszystkie inne ciała niebieskie.
W tymże czasie rośliność ziemi uległa dziwnej zmianie, a okoliczność ta przepowiedziana przez mędrców, zwiększyła jeszcze wiarę naszą w ich przenikliwość. Niesłychany przepych zieleni rozwinął się naraz we wszystkich roślinach, pokrywając je niewidzianą przedtem obfitością liści.
I upłynął znowu tydzień, a ognista plaga nie stanęła jeszcze bezpośrednio nad nami, widzieliśmy tylko, że najpierw dosięgnie nas jej jądro. Przyszło już jednak na nas pierw-