Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lić, ale mi się zdaje, że baba, której kosze z jarzynami dźwiga stary ślepiec, to wielka jędza, która biedaka źle żywi, mimo iż prawdopodobnie zabiera mu też wszystkie pieniądze, jakie ten otrzymuje od dobrych ludzi. W każdym razie, gdy przynosi kosze z powrotem, zrzędzi i gdera na starego, mniej więcej w stosunku do tego, czy miała targ lepszy czy gorszy. Już trupioblada twarz ślepca, odzież w łachmanach, pozwalają mniemać, że jego położenie jest dość kruche i byłoby to rzeczą energicznego filantropa zbadać ten stosunek.
Ja. Przypatrując się jarmarkowi w całości, widzę, że wozy z mąką, nad którymi niby namioty rozpostarte są płótna, układają się w obraz malowniczy, gdyż tworzą punkt oparcia dla oka, tak iż dokoła nich różnobarwny tłum w wyraźne grupy się zbiera.
On. O białych wozach mącznych i mąką obsypanych młynarczykach i młynareczkach z różowemi ustami, a każda tu jest bella molinara - wiem nie mało; wiem też coś o ich przeciwieństwie. Z przykrością nie widuję już tu pewnej rodziny węglarzy, która sprzedawała swój towar właśnie naprzeciw mego okna pod tea-