Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 01.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czas nie mógł wstać z łóżka. W tymże czasie złożył wszystkie swoje sprawy, wycofał się z interesów, odstępując justycyaryat w inne ręce; zniknęła więc dla mnie nadzieja, abym kiedykolwiek do K... pojechał.
Dziadek tylko ode mnie przyjmował posługę, ja go pielęgnowałem, moja tylko rozmowa mogła go rozerwać i rozweselić. A chociaż w chwilach wolnych od cierpień w wybornym był humorze, i nie zbywało mu na dowcipnych żartach, chociaż przypominał sobie i myśliwskie przygody, a śród nich wystąpić przecież mogło owe wilczysko, które tak heroicznie zabiłem; nigdy przecież ani jednem słówkiem nie uczynił wzmianki o naszym pobycie w K..., zdawał się nie spostrzegać nawet, że tylko przez winne mu uszanowanie wystrzegałem się skierować na to rozmowę.
Ciągłe troski i obawy o dziadka usunęły na stronę obraz Serafiny, ale skoro zaczął do zdrowia przychodzić, gdy choroba zupełnie minęła, tem częściej i żywiej przypominały mi się owe chwile spędzone w pokoju baronowej, która ukazała się mym oczom jak świetna gwiazda i nieste-