Strona:E. Korotyńska - Zaginiona Marta.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —

wycierpiały, odkąd stara żebraczka Faustyna porwała nas podstępem i oddała czarnemu człowiekowi.
— Co? co mówisz?! — zawołała dama zdziwiona.
— O, tak, proszę pani, tam daleko, na brzegu morza.
Zastanowiła się pani chwilkę, potem zapytała dziewczynki:
— Czy nie zechciałybyście, moje drogie, wsiąść do mego powozu i pojechać do mego domu? Opowiedziałybyście mi wszystko o sobie. Nie obawiajcie się o rozłączenie, nigdybym tego nie zrobiła, zawsze będziecie razem.
— Przepraszam bardzo panią — rzekła Maria — lecz zrobić tego nie możemy. Występujemy dziś na przedstawieniu i zrobiłybyśmy zawód tym do-