Strona:E. Korotyńska - Ptaszek i dzieci.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

A cóż można było myśleć o małych bezsilnych ptaszkach, narażonych na zasypanie śniegiem lub zmarznięcie?
Delikatne ciałka wrażliwe były na zimno, małe gardziołka mogły z mrozu zastygnąć, serduszka zaprzestać bicia...
Taka mała okruszyna, czyż oprzeć się była w stanie wichrom i zawiei, śnieżycy i mroźnym podmuchom?
Na wysokiej sośnie uwiła sobie gniazdko ptaszyna. W lecie była wraz z maleńkimi na dębie, na zimę przeniosła się na sosnę, gdzie igły na gałęziach ukrywały jej małe mieszkanko. Małe wyrosły i odleciały.
Wiedziała, iż dobrzy są ludzie, zwłaszcza ta maleńka jasnowłosa dzieweczka z włoskami, jak złoto, oczkami z błękitu i rączkami, sypiącymi