Strona:E. Korotyńska - Krysia u cyganów.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sze. Krwią zbroczeni zapaśnicy rzucali się na siebie z nożami, gdy naraz z zarośli wysunęli się na koniach policjanci i wołając: — Ręce do góry! — wstrzymali bójkę.
Zaskoczeni widokiem policji, stanęli jak wryci.
Wódz bandy leżał dogorywający, a nad nim Motruna wrzaskiem pełnym przekleństw obrzucała jego przeciwnika.
Tymczasem dwóch policjantów zaczęło przeszukiwać budy i wnętrza namiotów. Byli to wysłani przez prokuratora ludzie, mający odszukać jego córeczkę.
Nie znaleziono jej. W bandzie była tylko jedna dziewczynka, ale czarna, jak i cyganie i jak oni brudna.
Wystraszona bójką cyganów, ukry