Strona:E. Korotyńska - Krysia u cyganów.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tydzień temu w nocy i, że dziecka żadnego nie wieźli.
Smutek wielki zapanował od tej pory w zamku.
Do niedawna jeszcze rozlegał się tu śmiech i piosenki dziecka, które, jak słowiczek biegało rozśpiewane i szczęśliwe.
Pani Zaorska leżała ciężko chora, mąż chodził zmartwiony a służba stąpała po cichu zasmucona rozpaczą swych państwa i stratą miłego i dobrego dziecka.
Tymczasem cyganie gnali biedne szkapy, aby dojechać szybko do miejsca przeznaczenia, jak najdalej od zamku.
Czując się bezpieczni, rozłożyli się obozem, wybierając jak najdogodniejsze miejsce w głębi lasu.