Strona:E. Korotyńska - Krysia u cyganów.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Minęła straszna noc, nastał ranek — dziecka nie było.
Spuścili staw, sądząc, iż utopiła się, ale i tam nie znaleziono.
Oszalała prawie z rozpaczy biedna matka wpadła w omdlenie i rozchorowała się ciężko.
Tymczasem wrócił prokurator wezwany telegraficznie i rozpoczął na swą rękę gorliwe poszukiwania.
Na nic się jednak nie zdały.
Mówiono tylko, że w przeddzień nieszczęścia zaglądała do kuchni stara o okropnym wyglądzie cyganka, a gdy dano jej to, o co prosiła, odeszła i więcej jej nie widziano.
Opowiadano też, że w pobliskim lesie koczują, cyganie, ale gdy prokurator rozesłał pogoń, ludzie blisko lasu mieszkający oświadczyli, iż wyjechali