Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na trawie pod chroniącą go od skwaru zasłoną i mówił, zwracając się do powolnie ruszającego się zwierzęcia:
— Orzeł upuszcza kamień ze szponów, chcąc daremnie roztłuc twoją skorupę, a kruszy głowę poetc e. Oto alegorja przeznaczeń losu! Jakże zazdroszczę ci, mój filozofie w skorupie. Obojętny jesteś na wszystko! Nie uczuwasz bólu oddalenia Jony. Nie zadajesz sobie pytania, dlaczego zamyka drzwi przed tym, który ją ubóstwia.
Miłosne marzenia Glauka przerwało wejście Nidji. Szła, odziana w nowe lekkie szaty, skraplając po drodze wodą z naczynia kwiecie, rozpoznawane przez nią po woni, lub przez dotknięcie łodyg, subtelnemi palcami. Nie deptała traw, utrzymując się tak na ścieżkach, jakby była doskonale widzącą.
— Nidjo, dziecię moje — ozwał się Glauk — już trzeci dzień żyjesz pod opieką moich bóstw domowych. Czy jesteś szczęśliwa?
— O tak, panie! — przybiegła doń radosna, jak motyl.
— Chcę cię prosić o jednę przysługę.
— Uczynię wszystko, panie, co rozkażesz.
— Bądź mi powiernicą w nieszczęściu!
— Czyliż Glauk może być nieszczęśliwym?
— Jest nim, bo kocha bez wzajemności.
— Ach, panie! — złożyła dłoń na sercu swojem. Rozumiem ból twój. Ale nie rozumiem tej, która odmawia ci szczęścia.
— Słyszałaś o Jonie z Neapolis.
— Tak. Wiem, że jest piękna i mądra.
— To bóstwo, Jono. Pragnę cię posłać do niej. Zalała się łzami.
— Nie płacz, dziecko. Jona jest łagodna, jak zefir. Będzie ci u niej dobrze. Co?.. jeszcze płaczesz! No, no, dziecko, nie będę cię przymuszał.
— Ależ już nie płaczę. Zrobię, co każesz.