Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ohydnych biesiadach. Inaczej, klnę się na bogów nieśmiertelnych, poskarżę się Pretorowi.
Oczy starej zapłonęły wściekłością. Porwała jedną ręką dziewczę za włosy, pociągnęła, drugą zerwała z haka zawieszony na nim powróz, nieraz już do podobnego służący użytku i... w domu rozległ się naraz przeszywający krzyk niewidomej pod gradem ciosów!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W szynkownej izbie, tuż obok, prezentowali się właśnie gladjatorzy trzem elegantom, słynącym, jako wyrocznie amfiteatru, w gronie najbogatszej młodzieży Pompejańskiej.
— Jakie piękne zwierzęta! — wołał Klaudjusz.
Lepidus białą i subtelną ręką uderzał po spiżowych piersiach gladjatorów, pełny podziwu dla tej mocy męskiej, którą rozpieszczeniem w sobie zagubił.
Obaj zapisywali na tabliczkach stawki, czyniąc już między sobą zakłady za wybranymi.
Glaukus zachwycony był postawą i mięśniami Lidona:
— Co to za bohater? Nie znam go jeszcze.
— To obiecujący młodzian, który ważył się wyzwać Tetraidesa na rękawice szermierskie — objaśnił Niger.
— A jeżeli przeżyjemy, to na miecze — rzekł Tetraides, błyskając zębami zawzięcie.
— Stawiam na niego dziesięć wielkich sesterców — rzekł Glaukus.
— Przyjmujemy — zapisał Klaudjusz.
— Jaką nagrodę otrzyma zwycięzca? — spytał cicho Lidon, odprowadziwszy Glaukusa na stronę.
— Siedem wielkich sesterców. Ale czy nie wstyd ci, Rzymianinie, mówić o pieniądzach miast o honorze?
Ciemne czoło gladjatora pokryło się czerwienią.
— Nie ubliżaj mi, szlachetny panie. Cenię honor,