Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raziła jednak zdanie, że przewyższyli go nowi „nieśmiertelni twórcy poematów bohaterskich: Fulwjusz, Kajus Mucius i Sparaena“. Zwłaszcza wywoływał zachwyty ten ostatni, który stworzył pieśń na cześć bogini egipskiej Izydy. Młody Lepidus gwałtownie dowodził, że świątynia Jowisza domaga się reformy w myśl natchnień Sparaeny.
— Arbaces z Egiptu, pochodzący z plemienia Ramzes, udzielał mu wskazówek z wielkich tajemnic swego kultu! — opowiadał Salustjusz.
— Ale on ma dar złego oka! — zauważył Klaudjusz.
— Gdyby obowiązkiem Edyla nie było protegowanie ludzi bogatych, wypędziłbym tego cudzoziemca, jak to uczynił z innymi mój poprzednik Agryppa! — mruknął Pansa.
— A co myślicie o nowej sekcie, która zdobyła podobno w Pompei kilku wyznawców dla hebrajskiego boga, Chrystusa? — rzucił ktoś z gości pytanie.
Przez chwilę panowało milczenie.
— Ależ to są nędzarze, ludzie ciemni i mierni, którymi nie warto się zajmować! — machnął wzgardliwie ręką Klaudjusz.
— A ja sądzę — huknął gwałtownie Pansa — że należałoby ich krzyżować za bluźnierstwo. Nie wierzą w Jowisza i Wenerę. Nazarejczyk to jedno, co ateusz! Niech-no tylko dostaną się kiedy w moje ręce!...
Nastąpiły nowe dania. Biesiadnicy, wciśnięci w poduszki wkrąg stołu z cytrynowego drzewa, jedli teraz w milczeniu, przysłuchując się łagodnym śpiewom południowym i dźwiękom arkadyjskiej trzciny; a potem wychwalano desery — wyborne owoce, wymyślne konfitury, nowe gatunki Lesbijskiego wina.
Klaudjusz zwrócił uwagę gości na wspaniałą robotę kryształowej czary, oplecionej wężami. Gospodarz