Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O zmroku nachodziło go znowu wahanie. Czy nowa wiara jego jest prawdą zupełną? Czy nie uległ znów wyobraźni, poszukującej wiary z jej zwykłym końcem — rozczarowaniem? Czy ma prawo burzyć spokój innych ludzi, szczęśliwych złudą swojej tradycyjnej wiary?
Nagle usłyszał warczenie, a wnet potem czyjś głos łagodny:
— Nie bój się, piesku. Krok człowieka nie grozi twemu panu żadnem niebezpieczeństwem.
Zbliżył się... p. Poznał patrjarchalnego starca, który taką czcią go przejął na zgromadzeniu Nazarejczyków. Zdziwił się, że starzec siedzi na skale z kijem i torbą podróżną, w towarzystwie psa, jak widać, wiernego towarzysza pielgrzymki.
— Opuszczasz nas, ojcze? zapytał.
— Tak. Idę do Rzymu nawracać pogany.
— Nie boisz się puszczać w drogę tak daleką i niebezpieczną?
— Kto oglądał oblicze Chrystusa, nie boi się niczego.
— Jakże to było, starcze?
— Siądź! Opowiem...
I opowiedział mu, że żył w dalekiej Judzkiej ziemi, w mieście Dawida. A pewnego dnia umarł, słysząc szlochanie matki, której był jedyną podporą. Ostatnia kropla oliwy wyschła w naczyniu nieszczęśliwej. I niesiono go, aby pogrześć śród przodków. A nagle usłyszał nad sobą głos, wołający: „Wstań, młodzieńcze!” I rozwarł oczy — i szedł. A matka przyjęła go w objęcia. I usłyszał dokoła radosne wołanie: „Oto jest ci Syn Boży, który wskrzesza umarłe!“
Dreszcz święty przejął Apaecidesa. Mówił z człowiekiem, który znał tajemnice śmierci.
Potem starzec jął opowiadać mu o owym dniu okrutnym, kiedy był świadkiem męczeństwa na Golgocie, słyszał dokoła bluźnierstwa ludu i szydzenie żołnierzy rzymskich: „Otóż ci Król Żydowski. Umarł. Niechaj-że teraz żywy zejdzie z krzyża!“