Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdy miłość i zemsta zbliżają się do celu, mogą Tartar przemienić w Elizejskie ogrody! — rzekł sam do siebie.
Czerwone światło wskazało mu kierunek. Lis pomrukiem dał znać swojej pani o zjawieniu się w grocie nowego gościa. Starucha zajęta była opatrywaniem ran gadu, leżącego na kupie zeschłych ziół. Zwróciła ku gościowi złe oczy.
— Przełożony w twej sztuce wita ciebie! Powstań, aby go przyjąć, sługo Nocy i Erebu! — rzekł z godnością.
— Któż mieni się bieglejszym od Sagi, ostatniej z plemienia Etrusków?
— Słynny od wschodu do zachodu, od Gangesu do Nilu, od dolin Tessalji do brzegów złotego Tybru, mag Arbaces z Egiptu, który niegdyś panował twoim przodkom Etruskom, zanim wyszli do Italji, Sago!
— Jeśli mówisz prawdę, to winienęś wiedzieć, że dla wtajemniczonych posiada on inne jeszcze imię — Hermesa o płomienistym pasie.
— Patrz! — uchylił sukni i ukazał jej pas barwy ognistej z klamrą, na której wyryty był znak tajemniczy.
Padła mu natychmiast do kolan.
— Powstań; siądź i posłuchaj. Jesteś mi potrzebną! — mówił do niej, mieszając ton poufny z rozkazodawczym głosem. Aczkolwiek znam wyższe od twoich tajemnice daktylomancji i nekromancji — i wzniosłe tajemnice odmian Luny, muszę czasem chwytać się ludzkich sposobów dla ludzkich celów. A w danym wypadku zwracam się do twojej wyłącznej biegłości w badaniu traw, które palą wnętrzności i zniewalają duszę, aby opuściła cielesne więzienie. Czy nie przeceniłem twojej umiejętności, odpowiedz szczerze?
— Przemożny Hermesie! Moje trupie lica świadczą, że odbiegła je barwa przy warzeniu w tym kotle ziół jadowitych.