Strona:Dzieje Baśki Murmańskiej.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kryształowa z powolnym prądem mórz podbiegunowych.
Wydała ją na świat wspaniała macierz, królewski okaz białej niedźwiedzicy, mającej 2m. 69 cm. wzrostu od nosa do ogona, a od ogona do nosa — drugie tyle, i porosłej śliczną, śnieżną sierścią, podobna do bujnego runa kóz angorskich.
Tak się złożyło, że Niedźwiedziówna (w pół roku potem przez legjonistów polskich nazwana Baśką), ojca swego nigdy nie poznała.
A był to niedźwiedź osobliwy.
Miał w sobie coś z nieuleczalnych tęsknot Robinzona, coś niecoś z odkrywczych ambicyj Kolumba. Macierz Baśki nie potrafiła swego małżonka do siebie przywiązać. W starym niedźwiedziu drgała niepoczciwa żyłka obieżyświata, pokutował w nim wielki nicpoń i niebywały leń. Jak na bestję polarną[1] był to stanowczo za duży kawał romantyka i fantasty.

Posiadał siłę niezwykłą, więc gdyby chciał, mógłby sobie polować na młode wieloryby. Stale jednakowoż włóczył się o głodzie, bo wbrew zwyczajom rodowym i plemiennym, całkiem nie uśmiercał fok, będących dla niedźwiedzi białych pożywieniem głównem, lecz zaczajał się dlaczegoś na lotne mewy. Wywiesiwszy ze zmęczenia półłokciowy jęzor szkarłatny, z pyskiem do nieba zadartym, krwiożerczo kłańcając[2] paszcza straszliwą, godzinami

  1. polarny — biegunowy, mający styczność z którymś z biegunów ziemskich.
  2. kłańcając — kłapiąc.