Strona:Dzieje Baśki Murmańskiej.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Atoli los miał w zanadrzu jeszcze jedną awanturę.
Dnia tego zażywał przechadzki również angielski generał, naczelny dowódca wszystkich wojsk koalicji[1] na Murmanie, który chodził zawsze w towarzystwie buldoga. Generał podążał właśnie w stronę zbiegowiska, wywołanego zajściem Baśki z Włochem. Buldog szedł o kilka kroków przed panem. Był to pies stary, spasły, mrukliwy i warkliwy, ślepy na jedno oko, z wieczną nitką plugawej śliny, zwieszającą się z brodawkowatych psich warg, niedomkniętych nad spróchniałemi szczękami. Słynął z tego, że na ulicy ustępował z drogi tylko cywilom, wojskowemu nie ustąpił nigdy. Bo wiedział, że jest psem generalskim, i każdy spotkany człowiek w uniformie wojskowym musi przed nim i przed jego panem salutować pierwszy i usunąć się z drogi.
Milord, — takie miał imię ów pies, — nie pospolitował się zawieraniem ulicznych znajomostek z innemi psami. Długi żywot — wyszlamował go ze swawolnych zachcianek. Nawet w lipcu, który jest miesiącem psów, nie doznawał on zbytnich upałów krwi. Obecnie zaś był dopiero początek lutego.
Jednakowoż na widok nieskalanie śnieżnej Baśki poczuł, że musi natychmiast zawrzeć z nią znajomość. Krótko mówiąc, zachciało się Milordowi psich figlów.

Poskoczył więc ku zdumionej taką bezczelnością Baśce i tak obcesowo się jej przedstawił, że

  1. koalicja to samo co ententa.