Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   89   —

Pani Page.  Przebóg! co to za wrzawa?
Pani Ford.  Panie, odpuść nam nasze grzechy!
Falstaff.  Co to być może?
Pani Ford i  Pani Page (razem). Uciekajmy! uciekajmy! (Wybiegają).
Falstaff.  Zdaje się, że dyabeł nie chce mojego potępienia; pewno się boi, żeby wytopiony ze mnie olej piekła nie podpalił, bo inaczej nigdyby mi tyle przeszkód na drodze nie stawiał.

(Wchodzą: Sir Hugo Evans, przebrany za Satyra; pani Żwawińska i Pistol; Anna Page, jak królowa wróżek, a z nią brat jej i inne dzieci przebrane za wróżki, z woskowemi świecami na głowach).

Żwaw.  Czarne i szare, białe i zielone wróżki
Co przy księżycu lotne przebieracie nóżki,
Nieodmiennych przeznaczeń dziedziczki sieroty,
Czas się zbliża, już pora wziąć się do roboty.
Daj hasło, Hobgoblinie.
Pistol.  Powietrzne zjawiska,
Niech każde, milcząc, czeka swojego nazwiska.
Świerszczu, lotem windsorskie zbiegnij kamienice,
Szczyp kucharki aż będą czarne jak brusznice,
Gdzie znajdziesz niezmieniony popiół na kominie:
Królowa nasza karci flądry gospodynie.
Falstaff.  To wróżki; kto się do nich wyrzec słówko waży,
Lub patrzy, jak tańcują po grobach cmentarzy,
Przed końcem roku śmierci pewny ten być może.
Zamknę oczy i milczkiem w trawie się położę.

(Kładzie się twarzą ku ziemi).

Evans.  Gtzie Skoczek? Itż, gtzie tziewka przy pojaźni pożej,
Trzy razy pacierz zmówi, nim się spać położy,
Stań przy niej i jej tuszy jasnych pożycz skrzyteł,
Niech noc przemarzy całą śrót rajskich mamiteł,
Ale te, co usnęły, nie mówiąc pacierza,
Szczyp je, męcz je i kłuj je, jak kolcami jeża.
Żwaw.  Wy na zamek windsorski polećcie co żywo,
Siejcie w każdej komnacie błogosławieństw żniwo, Niech się gmach dnia sądnego doczeka bez sromu, Godny swych gości, goście godni swego domu.
Osypcie kwiatów deszczem stale orderowe,