Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   49   —

Głuptas  (wraca). Tędy, przybliża się tędy, księże plebanie!
Evans.  Witam go ratośnie.

Gdzie czysta wota spata ze skały —

Dopomóż Panie toprej sprawie! — Z jaką pronią?
Głuptas.  Z żadną bronią, panie! Zbliża się pan mój, pan Płytek i jeszcze pan jakiś inny od strony Frogmore, przez kołowrot, tędy.
Evans.  Taj mi moją rewerentę, alpo raczej trzymaj ją w pogotowiu. (Wchodzą: Page, Płytek i Chudziak).
Płytek.  Co tam nowego, mości plebanie? Dzień dobry, zacny księże Hugonie! Widzieć szulera bez kostek, a dobrego literata daleko od książek, to cud prawdziwy.
Chudziak.  O, słodka panno Anno Page!
Page.  Pozdrawiamy, dobry księże Hugonie! Evans.  Zachowaj was Poże w swojej świętej łasce, zachowaj was wszystkie!
Płytek.  A to co się znaczy? Szabla i brewiarz; czy jedną i drugi praktykujesz, księże proboszczu!
Page.  A zawsze młody; w kaftanie tylko i spodniach, gdy to dzień jakby umyślnie dla romatyzmu stworzony.
Evans.  Są tego powoty i przyczyny.
Page.  Przychodzimy, żeby ci oddać dobrą usługę, księże proboszczu.
Evans.  Więc słucham; co za usługa?
Page.  Jest stąd niedaleko pewien dostojny szlachcic, który, jak się zdaje, przez kogoś pokrzywdzony, tak pokłócił się z własną godnością i cierpliwością, jak może nigdy jeszcze nie widziałeś.
Płytek.  Ośm krzyżyków z górą przeżyłem, a nie zdarzyło mi się nigdy słyszeć o człowieku jego stanu, powagi i nauki, coby się do tego stopnia zapomniał.
Evans.  Kto to?
Page.  Zdaje mi się, że znasz go: pan doktor Kajusz, sławny medyk francuski.
Evans.  Chryste panie! nie zropiłpyś mi większej przyjemności, gdypyś mi mówił o talerzu rosołu.
Page.  Dlaczego?
Evans.  On tak zna Hipokrata i Galena, jak — a to tego to