Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/259

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    —   249   —

    Razem z Hortensyem wyrzekam się ciebie.
    Bianka.  Czy to są żarty, Tranio, czy to prawda?
    Tranio.  Prawda.
    Lucencyo.  Więc Licya pozbyłem się przecie.
    Tranio.  Na zemstę, ciepłą śpieszy pojąć wdówkę;
    Dzień mu wystarczy na ślub i zaloty,
    Bianka.  Więc szczęść mu Boże!
    Tranio.  Wnet on ją ugłaska.
    Bianka.  Jak sam powiada.
    Tranio.  O wierzaj mi, pani,
    Kształcił się w dobrej szkole ugłaskania,
    Bianka.  Gdzież to podobna znajduje się szkoła?
    Tranio.  W szkole tej, pani, mistrzem jest Petruchio;
    Wykłada uczniom sposobów trzydzieści,
    Jak kiełzać humor i język niewieści.

    (Wbiega Biondello).

    Biondello.  O, panie, panie! tak długom czatował,
    Żem jak pies zbity; lecz ujrzałem w końcu,
    Jak schodził z góry uczciwiec staruszek,
    Jakbym na urząd sam go obstalował.
    Tranio.  Co to za człowiek?
    Biondello.  Kupiec albo pedant,
    Jedno lub drugie; w poważnej sukmanie,
    A w każdym ruchu ojciec żywiuteńki.
    Lucencyo.  Co chcesz z nim zrobić?
    Tranio.  Jeśli łatwowierny,
    Za czystą prawdę powieść moją weźmie,
    Chętnie Wincencya podejmie się roli,
    I jak prawdziwy Wincencyo potwierdzi
    Wszystkie zapisy Baptyście Minola.
    Ty idź z kochanką, a nas zostaw samych.

    (Wychodzą: Lucencyo i Bianka. — Wchodzi Pedant).

    Pedant.  Bóg z tobą, panie!
    Tranio.  I z tobą! witamy!
    Czy idziesz dalej, czyś stanął u kresu?
    Pedant.  Jestem u kresu na jakie dni dziesięć,
    A potem dalej, do Rzymu, a potem,
    Przy bożej łasce, idę do Trypoli.