Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   223   —

Teraz, nim obiad będzie zastawiony,
W ogrodzie małą zrobimy przechadzkę.
Raz jeszcze witam was z całego serca,
I proszę, bądźcie przyjaźni mej pewni.
Petruchio.  Signor Baptysta, czas mój obliczony,
Nie mogę co dzień przychodzić w konkury.
Znałeś mojego ojca i wiesz dobrze,
Żem jest jedynym dóbr jego dziedzicem,
Że w mojem ręku urosły dochody;
Jeśli więc zyskam córki twojej miłość,
Powiedz mi, proszę, jaki dasz mi posag?
Baptysta.  Po mojej śmierci połowę majątku,
Zaraz, dwadzieścia tysięcy talarów.
Petruchio.  Za to z mej strony, jeśli mnie przeżyje,
Robię jej zapis mych nieruchomości;
Spiszemy kontrakt, aby obie strony
Danych obietnic wiernie dotrzymały.
Baptysta.  Dopełnij przody pierwszego warunku —
Miłość jej zyskaj, bo to grunt wszystkiego.
Petruchio.  Nie troszcz się o to, bo wierzaj, mój ojcze,
Dumie twej córki równy jest mój upór,
A gdzie dwa wściekłe spotkają się ognie,
Wszystko przetrawią, co im żywioł daje.
Jeśli wiatr mały mały wzmaga ogień,
To wicher gasi największe pożary.
Jam jest tym wichrem, ona uledz musi,
Bo konkurować nie myślę jak dziecko.
Baptysta.  Niech twym zamysłom pan Bóg dopomoże!
Na ostre słowa przygotuj się tylko.
Petruchio.  Jestem jak skała, niechaj wiatry wieją,
Nigdy jej posad wstrząsnąć nie zdołają.

(Wchodzi Hortensyo z zakrwawioną głową).

Baptysta.  He, przyjacielu, czemu tak pobladłeś?
Hortens.  Przysięgam, jeślim blady, to ze strachu.
Baptysta.  Co myślisz? zrobisz z córki muzykantkę?
Hortens.  Myślę, że prędzej zrobię z niej żołnierza;
Być może, że z nią wytrzyma żelazo,
Lecz nigdy lutnia.