Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/214

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    —   204   —

    Przybywam dzisiaj do żyznej Lombardyi,
    Tego Włoch wielkich rozkosznego sadu.
    Z dobrego ojca chętnem przyzwoleniem,
    Przybywam w twojem miłem towarzystwie,
    Ty sługo wierny, w złej i dobrej doli.
    Spocznijmy tutaj, aby się poświęcić
    Literaturze i umiejętnościom.
    Piza, powagą dzieci swych sławiona,
    Jest mą kolebką, ojciec mój Wincencyo,
    Kupiec po całej ziemi giełdach znany,
    Swój ród prowadzi z domu Bentivolio.
    Ja syn Wincencya, chowany w Florencyi,
    Nie chciałbym zawieść ojcowskich nadziei,
    Lecz wielkim skarbom wielkich czynów dodać;
    Dlatego, Tranio, przez ciąg moich nauk
    Chcę naprzód zgłębić tę część filozofii,
    Która traktuje o prawdziwem szczęściu,
    Jak na opoce opartem na cnocie.
    Powiedz, co myślisz, bom opuścił Pizę,
    I tu przybyłem, jak człowiek co nagle
    Z płytkiej kałuży w głębokie wpadł morze,
    I chce ugasić palące pragnienie.
    Tranio.  Mi perdonate, kochany mój panie,
    Ja zdanie twoje podzielam we wszystkiem,
    Z radością widzę, że trwasz w przedsięwzięciu
    Ssać soki słodkie słodkiej filozofii;
    Lecz, dobry panie, mimo uwielbienia
    Dla pięknej cnoty i moralnych nauk,
    Niech nas stoicyzm w drewno nie przemienia,
    A dla miłości Arystotelesa
    Nie wyklinajmy się Owidyusza:
    Zgłębiaj loikę w twych przyjaciół kole,
    W zwykłych rozmowach ucz się retoryki,
    Szukaj natchnienia w muzyce, poezyi,
    Matematyki i metafizyki
    Bierz, ile zdoła strawić twój żołądek:
    Niema korzyści, gdzie niema rozkoszy;
    Ucz się więc tego, do czego masz pociąg.