Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żebrać u miasta będą bram, jak niegdyś
Pyszny Tarkwiniusz ze swoją królową.
Do Gotów teraz, by na Gotów czele
Mścić się na Rzymie i na Saturninie! (Wychodzi).

SCENA II.
Pokój w domu Tytusa. Zastawiony bankiet.
(Wchodzą: Tytus, Markus, Lawinia i młody Lucyusz, synek Lucyusza).

Tytus.  Tak, tak, siadajcie; niech każdy pożywa
Tylko co trzeba, by zachować siły,
Co mają pomścić gorzkie te cierpienia.
Rozwiąż smutkami zwity węzeł, bracie.
Ja z synowicą twą biedną nie mamy
Rąk, by wyrazić tysiączne boleści
Ich załamaniem. Ta biedna prawica
Na mojej piersi została tyranem,
Bo gdy me serce szalone cierpieniem
Bije w więzieniu pustem mego ciała,
Tak je hamuję. (Uderza się w piersi).
(Do Lawinii). Ale ty obrazie
Wszystkich boleści, co tylko znakami
Przemawiasz do nas o twoich uczuciach,
Gdy serce twoje z gwałtownością bije,
Rąk uderzeniem koić go nie możesz;
Rań je westchnieniem a zabij łkaniami,
Albo zębami uchwyć jaki nożyk
I blizko serca małą wykraj jamę,
W którąby wszystkie biedne łzy twych oczu
Mogły się zlewać i w tem słonem morzu
Lamentujące utop to głupiątko.
Markus.  Wstydź się, mój bracie, własne uczysz dziecko,
Jak dłoń gwałtowną wznieść na swoje życie.
Tytus.  I tobież boleść rozum zamąciła?
Ja tylko jeden szaleć tu mam prawo.
Jakąż dłoń ona wznieść może gwałtowną?