Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To czas na burze; czemuś tak spokojny?
Tytus.  Ha, ha, ha!
Markus.  Jakto? Śmiejesz się, Tytusie?
Nie czas to śmiechu.
Tytus.  Łez już nie mam więcej.
Boleść prócz tego jest nieprzyjacielem,
Coby chciał podbić wilgotne me oczy,
Łzą hołdowniczą chciałby je oślepić,
Aby nie mogły znaleźć grobu zemsty,
A dwie te głowy wołać mi się zdają
Wiecznem przekleństwem, zdają mi się grozić,
Jeżeli wszystkich krzywd tych i tych zbrodni
Nie odwetuję na zbrodniczych gardłach.
Obliczmy teraz nasze powinności;
Wy, nieszczęśliwi, otoczcie mnie kołem,
Niech do każdego zwrócę się koleją,
Krzywd waszych pomstę duszy mej przysięgnę.
Ślub dokonany! — Bracie, weź tę głowę,
A ja tę drugą w ręce mej poniosę,
I ty, Lawinio, miej w orszaku udział,
Tę rękę moją w swoich ponieś zębach.
Ty zaś, mój synu, wygnany tułaczu,
Nie możesz zostać, uciekaj z mych oczu!
Spiesz się do Gotów, rób zaciągi zbrojne,
Jeśli mnie kochasz tak szczerze, jak myślę;
Twym pocałunkiem pozdrów mnie ostatnim,
I leć, bo długa czeka na nas praca.

(Wychodzą: Tytus, Markus i Lawinia).

Lucyusz.  Bądź zdrów, Tytusie, szlachetny mój ojcze!
Nieszczęśliwszego nie znał Rzym od ciebie.
Żegnam cię, dumny Rzymie, do powrotu,
Droższy nad życie zostawiam ci zakład.
Szlachetna siostro, żegnam cię, Lawinio!
Czemuż nie jesteś, czem niedawno byłaś!
Lecz teraz Lucyusz, Lawinia nie żyją,
Tylko w boleściach, tylko w zapomnieniu.
Lecz Lucyusz pomsty krzywd waszych dożyje,
A dumny cesarz z swoją cesarzową