Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak do gałęzi dębowych lgną liście —
Liście te spadły jednej zimy tchnieniem —
Zostałem nagi, wszystkich burz igraszką.
Mnie, który dotąd szczęście tylko znałem,
Ciężko jest teraz taki cios wytrzymać.
Ty już w kolebce znalazłeś cierpienie,
A czas cię jeszcze lepiej zahartował;
Dlaczegóż miałbyś ludzi nienawidzić?
Nikt ci nie schlebiał; coś dał kiedy komu?
Gdy kląć chcesz gwałtem, nie możesz przeklinać
Krom twego ojca, nędznego chudziaka,
Co znalazł, światu na przekór, żebraczkę,
I dał ci życie, dziedziczny charłaku.
Precz z moich oczu! Gdybyś się nie zrodził
Ostatnim z ludzi, byłbyś łotrem także,
Byłbyś pochlebcą.
Apemant.  Czyś jeszcze jest dumny?
Tymon.  Żem nie jest tobą.
Apemant.  Ja, że marnotrawcą
Nigdy nie byłem.
Tymon.  Ja, żem jest nim teraz.
Gdyby jedynie w tobie skarb mój leżał,
Powiesić ci się chętniebym pozwolił,
Precz! — Gdyby życie Aten było w tobie,
Takbym cię pożarł (je korzonek).
Apemant.  (ofiaruje mu coś).Polepszę twą ucztę.
Tymon.  Wprzód towarzystwo me polepsz i zmykaj.
Apemant.  Polepszę moje, odchodząc od ciebie.
Tymon.  Nie, nie polepszysz, ledwo że połatasz.
Gdybyś polepszył, smutnoby mi było.
Apemant.  Jakie mi dajesz zlecenia do Aten?
Tymon.  Niech cię tam wichry poniosą. Gdy zechcesz,
Rozgłoś w Atenach, że mam złoto. Widzisz?
Apemant.  Tu ci się na nic nie przyda.
Tymon.  Tu tylko
Jest czyste, wierne, bo tu śpi spokojnie,
Nie płaci grzechów.
Apemant.  Gdzie sypiasz, Tymonie?