Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Apemant.  A to dlaczego?
Tymon.  Bo pochlebiasz nędzy.
Apemant.  Nie, nie pochlebiam, i zwę cię hołyszem.
Tymon.  Pocóżeś przyszedł?
Apemant.  Żeby ci dokuczać.
Tymon.  To albo błazna, albo rzecz jest łotra.
Czy ci przypada?
Apemant.  Bardzo.
Tymon.  Więc łotr z ciebie?
Apemant.  Gdybyś na karę dumy twojej wybrał
Twarde to życie, i jabym cię chwalił;
Ale to robisz tylko przymuszony;
Gdyby nie nędza, byłbyś znów dworakiem.
Lepsze jest życie dobrowolnej biedy
Niż chwiejnej pompy; pewniejsze jej cele;
Jedna ma zawsze pełnię swoich życzeń,
Druga je ciągle, a ciągle jest głodna.
Stan choć najlepszy, gdy sam sobie nie rad,
Jest tylko ciągiem kłopotów i cierpień,
Od najgorszego stanu stokroć gorszym,
Byle najgorszy na tem, co ma, przestał.
Śmiercibyś pragnąć powinien w tej nędzy.
Tymon.  Nie za poradą większego nędzarza.
Tyś jest niewolnik, którego fortuna
Nigdy ramieniem nie ścisnęła tkliwem;
Psem się zrodziłeś i jak pies wyrosłeś.
Gdybyś od pieluch, tak jak my, używał
Wszystkich słodyczy, które świat ten krótki
Trzyma w zapasie dla tych, co rozkazy
Tłumom posłusznych dają niewolników,
Byłbyś utonął w swawoli kałużach,
Młodość twą stopił na rozpusty łożu,
Zimnej nauki obyczajów nie znal,
Goniąc za słodką rozkoszy zwierzyną.
Lecz ja, któremu świat był sutą ucztą,
Który na służbie mojej miałem więcej
Ócz, serc, języków, niż ich mogłem użyć;
Ja, do którego przylgnęły tysiące,