Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ków; ale teraz za wszystkie bogactwa Aten zrobićbym tego nie chciał. Poleć mnie uprzejmie twojemu dobremu panu. Spodziewam się, że nie będzie miał złej o mnie opinii, jeśli nie jestem w możności oddania mu tej usługi; powiedz mu ode mnie, iż uważam to za największą dla siebie boleść, że nie mogę zadosyćuczynić żądaniom tak honorowego szlachcica. Dobry Serwiliuszu, czy zechcesz oddać mi tę usługę i powtórzyć mu własne moje słowa?
Serwil.  Zrobię to, panie.
Lucyusz.  Wdzięczny ci za to będę, Serwiliuszu.

(Wychodzi Serwiliusz).

To prawda, widzę, z Tymonem jest krucho:
Źle tam, gdzie przyjaźń zaczyna być głuchą.

(Wychodzi).

1 Cudzoz.  Czy uważałeś?
2 Cudzoz.  Ach, zbyt tylko dobrze!
1 Cudzoz.  To świata zwyczaj; nie znajdziesz pochlebcy,
Któryby z innej lepiony był gliny.
Ktoby mógł swoim nazwać przyjacielem
Tego, co je z nim z jednego półmiska?
Toć, iłem słyszał, Tymon tego pana
Był jakby ojcem; ze swojej szkatuły
Popierał jego kredyt, płacił ludzi;
Lucyusz nie może wypić kropli wina,
By do ust sreber Tymona nie zbliżył,
A przecie — patrzcie, jak potworny człowiek,
Gdy w niewdzięcznika jawi się postaci, —
Odmawia teraz na jego żądanie,
Co miłosierny dałby żebrakowi.
3 Cudzoz.  Religia na to jęczy widowisko.
1 Cudzoz.  Ja, chociem nigdy nie widział Tymona,
Nigdy szczodroty jego nie doświadczył,
Bym się mógł liczyć do jego przyjaciół,
Przysięgam jednak, że dla jego cnoty,
Jego honoru, wspaniałomyślności,
Gdyby w potrzebie do mnie się był udał,
W majątku moim darbym jego widział