Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W swych wrogów płacząc wpadł ręce,
Godny litości.
Sycyliusz.  Łaską natury wyrósł młodzieniec
Swoich godny antenatów,
I świat mu przyznał, że nieodrodnym
Był dziedzicem Leonatów.
1 Brat.  A gdy nakoniec dojrzał na męża,
Jak jest ta ziemia szeroka,
Nikt się z nim drugi równać nie ważył
I nikt Imogeny oka
Nie ściągnął, sądzić zdolnej najlepiej,
Gdzie była godność wysoka.
Matka.  Czemu ułudnym zwiedziony ślubem
Był z grodu przodków wyparty,
Dzisiaj się tułać musi po świecie
Okrutnie z objęć wydarty
Swej Imogeny?
Sycyliusz.  Czemuś pozwolił, aby się spotkał
Z Jachimem, Italii gadem,
Który mu duszę zatruł szlachetną
Niesłusznej zazdrości jadom,
I cnotę zdrady zrobiłeś łupem,
Bolesnym światu przykładem?
2 Brat.  Dlatego z cichych wstaliśmy grobów
Rodzice i ja z mym bratem,
My, cośmy legli w obronie kraju
Nieprzyjacielskim bułatem,
By wierność naszą dla Tenancyusza
Krwią naszą stwierdzić przed światem.
1 Brat.  Tak wiernie służył Cymbelinowi
Postumus we krwi i pocie;
Czemuś odroczył, o! królu bogów,
Zapłatę należną cnocie,
Pozwolił, aby wzór cnót rycerskich
Cierpiał w wygnania sromocie?
Sycyliusz.  Otwórz z kryształu okna i spojrzyj,
Przestań potężną prawicą
Na ród szlachetny, na ród rycerski