Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Achilles.  Czy tylko naprawdę tak nastrojony?
Tersytes.  Nie tak nastrojony ale tak rozstrojony. Jaką wyda muzykę, gdy mu Hektor rozpłata czaszkę, nie wiem; ale jestem pewny, że nie wyda żadnej, chyba że skrzypek Apollo z jego żył porobi struny.
Achilles.  Pójdziesz do niego natychmiast z listem.
Tersytes.  To daj mi drugi do jego konia, bo to z dwóch rozumniejsze stworzenie.
Achilles.  Umysł mój mętny jak zmącona woda,
I sam nie mogę dna jego zobaczyć.

(Wychodzi Achilles z Patroklusem).

Tersytes.  Bodaj źródło twoich myśli ustało się i znowu było czyste, bym mógł w niem osła napoić! Wolałbym być barana świerzbowcem niż takim walecznym nieukiem. (Wychodzi).




AKT CZWARTY.
SCENA I.
Troja. Ulica.
(Z jednej strony wchodzi Eneasz i Sługa z pochodnią, z drugiej Parys, Deifobus, Antenor, Diomedes i inni z pochodniami).

Parys.  Hola! kto idzie?
Deifobus.  Eneasz.
Eneasz.  Co widzę?
I Parys? Książę, gdybym miał powody
Ważne, jak twoje, do długiego spania,
Chyba niebieskie mogłoby poselstwo
Od towarzyszki łoża mnie oderwać.
Diomedes.  I ja tak myślę. — Witaj, Eneaszu!
Parys.  Ściśnij dłoń jego, bo Grek to waleczny;
Sam to przyznałeś, gdyś nam opowiadał,
Jak Diomedes dzień w dzień, tydzień cały