Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Troilus.  Znasz teraz twoich zakładników: słowo twojego stryja i moją niezachwianą wiarę.
Pandarus.  I za nią także daję moje słowo: jeśli w naszej familii długiego trzeba czasu, żeby nas zyskać, jesteśmy za to wierni raz zyskani: jesteśmy jak łopuch, możesz mi wierzyć; przyczepiamy się, gdzie nas rzucą.

Kressyda.  Śmiałość nakoniec dodaje mi serca:
Przez ile długich, bolesnych miesięcy,
Chociaż milcząca, kochałam cię, książę!
Troilus.  Czemuż tak długo byłaś mi uporną?
Kressyda.  Z pozoru tylko, bo już mnie podbiłeś
Pierwszem spojrzeniem; przebacz, bo jeżeli
Zbyt wiele wyznam, będziesz mi tyranem.
Kocham cię teraz, jednakże, aż dotąd
Mogłam panować nad moją miłością —
Lecz nie, nie, kłamię, miłość moja była
Jak są rozpustne dzieci, zbyt uporne
Dla swojej matki. Patrz na me szaleństwo,
Po co szczebiocę? Gdy sama się zdradzam,
Jakże na innych liczyć mogę wiarę?
Lecz zakochana nie stroiłam zalot,
Chociaż, wyznaję, chciałam być mężczyzną,
Chciałam, by mężczyzn przywilej nam służył,
By i nam było pierwszym wolno mówić.
Każ mi, mój drogi, każ mi usta zamknąć,
Bo w uniesieniu powiem niewątpliwie,
Czego w przyszłości gorzko pożałuję.
Patrz, twe milczenie, patrz, jak chytrze nieme
Z głębin mi duszy ciągnie tajemnice.
Zamknij mi usta.
Troilus.  Woli twej dopełniam,
Choć słodka płynie z twoich ust wymowa.

(Całuje ją).

Pandarus.  Ślicznie, na honor!
Kressyda.  O, przebacz mi, panie,
Nie miałam myśli o całunek prosić.
Wstyd mi, o Boże, co ja tu zrobiłam!
Na teraz, panie, muszę cię pożegnać.