Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tersytes.  Słuchaj tylko, co za chude koncepta! Słowa jego długie mają uszy. Lepiej ja mu mózg wyhuśtałem, niż on mi połamał kości. Za grosz dostanę dziesięć wróbli, a jego pia mater nie warta dziewiątej części jednego wróbla. Ten pan, Achillesie, to Ajax, który nosi dowcip swój w brzuchu, a w głowie swoje kiszki. Powiem ci, co o nim myślę.
Achilles.  Co?
Tersytes.  Myślę, że ten Ajax —

(Ajax chce go uderzyć, zatrzymuje go Achilles).

Achilles.  Nie, dobry Ajaxie.
Tersytes.  Nie więcej ma dowcipu —
Achilles.  Muszę cię zatrzymać.
Tersytes.  Niż trzeba na zalepienie uszka igły Heleny, za którą bić się tu przyszedł.
Achilles.  Cicho, błaźnie!
Tersytes.  Z całego serca pragnąłbym siedzieć spokojnie i cicho, ale żadną miarą nie chce na to pozwolić ten sam błazen, tam, spójrz tylko, czy go tam widzisz?
Ajax.  A ty przeklęty kundlu! Ja ci tu —
Achilles.  Czy chcesz mierzyć się na dowcipy z błaznem?
Tersytes.  O nie, zaręczam, zawstydziłby go dowcip błazna.
Patroklus.  Mów tylko uczciwie, Tersytes.
Achilles.  O co spór idzie?
Ajax.  Żądałem od tego obrzydliwego puszczyka, żeby poszedł wywiedzieć się o treści ogłoszenia, a on tu sobie zaczął ze mnie żartować.
Tersytes.  Nie jestem twoim sługą.
Ajax.  Bardzo dobrze, a co potem?
Tersytes.  Służę tu na ochotnika.
Achilles.  Jednak ostatnia twoja ta służba była pańszczyzną, bo nikt się na ochotnika bić nie daje. Ajax był tu ochotnikiem, a ty przymuszonym rekrutem.
Tersytes.  Tak właśnie. Dobra część twojego dowcipu leży także w twoich żyłach, albo kłamią ludzie. Nie lada zdobycz odniesie Hektor, rozwalając jednemu z was czaszkę; właśnie jakby zgryzł zbutwiały orzech bez jądra.
Achilles.  Co, i ze mną także zadzierasz?