Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   89   —

jej pani. Ale za długo już paplesz; wracaj mi do twoich półmisków. Marsz! (Wygania go).

(Wchodzą: Aufidiusz i drugi Sługa).

Aufidiusz.  Gdzie ten człowiek?
2 Sługa.  Tu, panie. Byłbym go zbił jak psa, gdybym się nie lękał przeszkadzać pańskiej zabawie.
Aufidiusz.  Skąd przychodzisz? Czego żądasz? Jak się nazywasz? Dlaczego milczysz? Mów, człowieku; jak się nazywasz?
Koryolan.  Jeśli, Tulliuszu, (odsuwa kaptur) nie poznajesz mnie jeszcze, a widząc mnie, nie przypuszczasz, abym był człowiekiem, którym jestem, konieczność mi nakazuje, abym ci sam imię moje powiedział.
Aufidiusz.  Jakie twoje imię? (Słudzy usuwają się w głąb sceny).

Koryolan.  Imię to szorstkie dla Wolsków jest ucha,
I dla twojego niemiłe.
Aufidiusz.  A jakie?
Rozkazujący i groźny jest wyraz
Twego oblicza. Choć strój twój podarty,
Szlachetnej nawy wszystkie nosisz cechy.
Twe imię?
Koryolan.  Czoło do zmarszczków przygotuj.
Czyś mnie nie poznał?
Aufidiusz.  Nie znam cię. Twe imię?
Koryolan.  Me imię Kajusz Marcyusz, który tobie
I wszystkim Wolskom krwawe zadał ciosy,
Czego świadectwem moje jest przezwisko
Koryolana. Kłopotliwą służbę,
Niebezpieczeństwa, krwi strugi wylane,
Wszystko to moja niewdzięczna ojczyzna
Wynagrodziła tylko tem przezwiskiem,
Jakby świadectwem, że dla mnie w twem sercu
Tylko nienawiść i wstręt gościć mogą.
To mi jedynie zostało przezwisko,
Resztę pożarło ludu okrucieństwo,
Tchórzostwem naszej ośmielone szlachty,
Która mnie w groźnej chwili opuściła,
Cierpliwie zniosła, gdy mnie niewolników