Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   231   —

Czemuż, o bracie, ty mój towarzyszu
W wszystkich zamysłach i rządach nad światem,
We wszystkich bitwach ty prawico moja,
Ty serce, w którem myśl mą zapalałem,
Nieprzejednane czemuż gwiazdy nasze
Tak krwawo nasze zerwały braterstwo?
Słuchajcie teraz, moi przyjaciele — (Wchodzi Posłaniec).
Lecz w lepszą porę myśl wam mą objawię,
Bo na posłańca tego widzę twarzy,
Ze jakieś ważne nowiny przynosi,
Kto jesteś?
Posłaniec.  Jestem biedny Egipcyanin.
Królowa moja w tej zamknięta chwili
W tem, co jej jeszcze zostało — swym grobie,
Pyta się, jakie są twoje zamiary,
By przygotować się do konieczności.
Cezar.  Powiedz twej pani, niech serca nie traci,
Wkrótce z ust posła mojego się dowie,
Jak mam szlachetne względem niej zamysły,
Bo nieszlachetnym nie może być Cezar.
Posłaniec.  Za twoje słowa niech ci Bóg zapłaci! (Wychodzi).
Cezar.  Prokulejuszu, śpiesz do Kleopatry,
Powiedz, że w niczem poniżyć jej nie chcę,
Pociechy słowem rozpacz jej ukołysz.
Lękam się, żeby wielkości swej pomna
Mych zwycięstw jednym nie przyćmiła ciosem,
Bo w murach Rzymu Kleopatry życie
Będzie tryumfem moim wiekuistym.
Idź, a z pośpiechem jak możesz największym
Przynieś odpowiedź i donieś, coś widział.
Prokul.  Idę. (Wychodzi).
Cezar.  Ty, Gallus, bądź mu towarzyszem.

(Wychodzi Gallus).

Gdzie Dolabella? Niech i on z nim śpieszy.
Agryppa i  Mecenas. Ho! Dolabella!
Cezar.  Przypominam sobie,
Gdziem go wyprawił; powróci niebawem.
A teraz, idźmy do mego namiotu,