Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   217   —

Enobarb.  O bądź mi świadkiem, ty święty księżycu,
Gdy dzieje zdrajców okryją sromotą,
Że w twem obliczu biedny Enobarbus
Plakat z zgryzoty.
1 Żołnierz.  Enobarbus!
3 Żołnierz.  Cicho!
Słuchajmy dalej.
Enobarb.  O wszechwładna pani
Ciężkiego smutku, zlej na moje czoło
Wszystkie trucizny tej nocy wilgotnej,
Ażeby życie w buncie z moją wolą,
Mej bolejącej nie więziło duszy;
Rzuć moje serce o krzemień mych grzechów,
Niech żalem wyschłe na proch się rozsypie,
Położy koniec myślom rozpaczliwym!
O Antoniuszu! którego szlachetność
Większa nad hańbę mego przeniewierstwa,
O, ty mi przebacz! niech wpisze me imię
Świat w poczet zdrajców i zbiegów nikczemnych.
O, Antoniuszu!

2 Żołnierz.  Przemówmy do niego.
1 Żołnierz.  Słuchajmy raczej, bo co mówi, może interesować Cezara.
3 Żołnierz.  Słuchajmy. Ale on usnął.
1 Żołnierz.  Zemdlał raczej, bo nigdy jeszcze tak rozdzierająca modlitwa snu nie przerywała.
2 Żołnierz.  Zbliżmy się do niego.
3 Żołnierz.  Obudź się, panie, obudź! Przemów do nas!
2 Żołnierz.  Czy słyszysz?

1 Żołnierz.  Śmierci go palec dotknął. (Słychać bębny w odległości).
Słyszysz bębny?
Budzą uśpionych głosem uroczystym.
Do kordygardy ponieśmy to ciało:
Mąż to jest znaczny. Nasza już godzina
Dobrze minęła.
3 Żołnierz.  Idźmy, może jeszcze
Będziem go mogli do życia przywołać.

(Wychodzą z ciałem).