Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   216   —

Moja ty dziewko, cóż stąd, że włos siwy
Z młodszym się, czarnym, tu i owdzie miesza?
Mózg jest tu jeszcze zdolny żywić nerwy,
I z młodzikami mierzyć się w potrzebie.
Czy widzisz tego rycerza? Twą rękę
Błogosławioną do ust jego przybliż,
Ty ją pocałuj, dzielny mój żołnierzu.
On walczył, jakby Bóg na ludzi gniewny
W jego postaci tysiące mordował.
Kleopatra.  Mój przyjacielu, dam ci złotą zbroję,
Królów dziedzictwo.
Antoniusz.  On na nią zasłużył,
Choćby błyszczały na niej dyamenty
Jak na Apolla wozie. — Daj mi rękę,
Przebieżym miasto w tryumfalnym marszu
Z posiekanemi tak jak my tarczami.
Gdyby mój pałac mógł armię pomieścić,
Do wspólnej wszyscy siedlibyśmy uczty,
Nieśli toasty jutru, co nam znowu
Niebezpieczeństwa królewskie przyrzeka.
Trąb metalowy dźwięk niech zbudzi miasto,
Niechaj z nim odgłos bębenków się żeni;
Niebo i ziemia echem odpowiedzą
Na tryumfalne zwycięzców okrzyki. (Wychodzą).


SCENA IX.
Obóz Cezara.
(Żołnierze na warcie. — Wchodzi Enobarbus).

1 Żołnierz.  Jeżeli w tej nas nie ściągną godzinie,
Do kordygardy musimy powrócić.
Noc jest gwiaździsta, a jak mi mówiono,
Bój się rozpocznie z drugą dnia godziną.
2 Żołnierz.  Nielada ciężką przebyliśmy dobę.
Enobarb.  O nocy! bądź mi świadkiem —
3 Żołnierz.  Kto ten człowiek?
2 Żołnierz.  Zejdźmy mu z drogi, słuchajmy, co powie,