Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   211   —

Mylisz się teraz.
Kleopatra.  A widzisz, że umiem.
To tak być musi.
Antoniusz.  Wszystko pójdzie dobrze.
A teraz idź się sam uzbrój.
Eros.  Natychmiast.
Kleopatra.  Czy źle ta sprzączka zapięta?
Antoniusz.  Przedziwnie,
Kto ją odepnie, nim na to przyzwolę,
Aby wypocząć, dowie się, co burza.
Mylisz się Eros, a moja królowa,
Jak widzę, lepszym od ciebie jest giermkiem.
Śpiesz się! O, droga, gdybyś mogła widzieć
W dzisiejszym boju królewskie me dzieło,
Wierzaj mi, droga, widziałabyś mistrza.

(Wchodzi Oficer uzbrojony).

Witaj! Dzień dobry! Z twarzy widzę twojej,
Że mi rycerskie przynosisz poselstwo.
Wstajemy rano do spraw, które lubim
I idziem do nich z rozkoszą.
1 Oficer.  Mój wodzu,
Choć jeszcze rano, mnogie już tysiące
Przywdziały zbroję i u bram czekają.

(Słychać okrzyki i trąby; wchodzą Oficerowie i Żołnierze).

2 Oficer.  Dzień wchodzi pięknie. Witamy cię, wodzu!
Wszyscy.  Witamy, wodzu!
Antoniusz.  Witajcie mi, zuchy!
Jasny poranek rozbudził się wcześnie,
Jak myśl młodzieńca pragnącego chwały.
Tak — to mi podaj — tutaj bardzo dobrze.
Żegnam cię, pani; cokolwiek mnie czeka,
To pocałunek żołnierski. (Całuje ją).
Przez Boga,
Byłbym nagany tylko wart i hańby,
Gdybym muskanych komplementów szukał.
Żegnam cię teraz jak mąż z stali kuty.
Kto walczyć pragnie, niechaj za mną śpieszy!
Więc za mną, naprzód! Raz jeszcze, bądź zdrowa!