Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   200   —

A bój stanowił o jego potędze.
Dla niego było hańbą i upadkiem
Uciekające żagle twoje gonić,
A w odurzeniu swą zostawić flotę.
Kleopatra.  O, przestań! przestań!

(Wchodzą: Antoniusz i Eufroniusz).

Antoniusz.  To jego odpowiedź?
Eufron.  Tak, panie.
Antoniusz.  Względy królowej przyrzeka,
Jeśli mnie zdradzi.
Eufron.  To są jego słowa.
Antoniusz.  Powiem jej wszystko. — Gdy siwą tę głowę
Poślesz w podarku dziecku Cezarowi,
On królestwami wszystkie twe życzenia
Chętnie nasyci.
Kleopatra.  Tę głowę, mój panie?
Antoniusz.  (do Eufron). Wracaj do niego, powiedz mu ode mnie:
Młodości róże kwitną mu na licach,
Świat od nich czeka czynów nieśmiertelnych;
Jego pieniądze, okręty i legie,
Mogą własnością lada tchórza zostać;
W służbie dziecięcia jego namiestnicy
Mogą te same zwycięstwa odnosić,
Co pod Cezara dzisiaj rozkazami;
Niech więc te obce odrzuci błyskotki,
Sam jeden w szrankach, szabla przeciw szabli,
Młody ze starym, niech zmierzy się ze mną.
Pójdź ze mną, list mu treści tej napiszę.

(Wychodzą: Antoniusz i Eufroniusz).

Enobarb.  O, tak jest, wielkie prawdopodobieństwo,
Że Cezar, swego tryumfu niepomny,
Do pojedynku z rębaczem wystąpi!
Z fortuną, widzę, rozum ludzki blednie,
I pod gruzami zewnętrznej wielkości
Wewnętrzne także marnieją przymioty;
Jakże inaczej śnićby mu się mogło,
Że Cezar, w całej wielkości swej pełni,
Przyjdzie się mierzyć z jego obnażeniem?