Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   196   —

Weźcie, rozdzielcie złoto między siebie,
Potem szukajcie pokoju z Cezarem.
Sługa.  Co? my uciekać?
Antoniusz.  Czyż ja nie uciekłem
I wszystkim tchórzom nie dałem przykładu?
Idźcie W pokoju, ja wybrałem drogę,
W której mi pomoc wasza nie potrzebna.
Idźcie, zabierzcie skarby moje w porcie. —
Za tem pobiegłem, co mnie dziś rumieni;
Włosy me nawet w otwartej są wojnie,
Bo siwe czarnym wyrzucają płochość,
A czarne siwym tchórzostwo i głupstwo.
Idźcie w pokoju, moi przyjaciele;
Wręczę wam listy do kilku znajomych,
Oni wam drogę łaski utorują.
Nie bądźcie smutni — nie róbcie trudności —
Przyjmijcie rady, które daje rozpacz,
Opuśćcie tego, co się sam opuszcza.
Do portu! Okręt i skarby wam wydam.
A teraz, proszę, zostawcie mnie chwilę;
Nie mam już prawa wydawać rozkazów,
A więc was proszę; wnet do was powrócę. (Siada).

(Wchodzą: Eros, Kleopatra prowadzona przez Charmianę i Iras).

Eros.  O dobra pani, zbliż się do niego, pociesz go.
Iras.  Zrób to, najdroższa królowo.
Charmian.  Zrób to; nie możesz zrobić nic lepszego.
Kleopatra.  Pozwólcie mi usiąść. O, Junono!
Antoniusz.  Nie, nie, nie, nie, nie!
Eros.  Czy widzisz, panie?
Antoniusz.  O, fe, fe, fe!
Charmian.  Pani —
Iras.  Pani, o dobra królowo!
Eros.  Panie, panie —
Antoniusz.  O tak jest, panie; na polach farsalskich
Miecz trzymał w ręku niby tanrcmistrz jaki;
Gdy ginął z ręki mej szalony Brutus
I chudy Kassyusz marszczkami okryty,
On, niećwiczony w rycerskiem rzemiośle,