Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   174   —

Menas.  Wszystkich ludzi twarze są uczciwe, jakiekolwiek mogą być ich ręce.
Enobarb.  Niema jednak pięknej kobiety z uczciwą twarzą.
Menas.  I bez oszczerstwa, bo kradną serca.
Enobarb.  Przyszliśmy tu bić się z wami.
Menas.  A co do mnie, żałuję, że się to wszystko skończy na pijatyce. Pompejusz wygoni dziś śmiechem swoją fortunę.
Enobarb.  Ale jej nie przywoła płakaniem.
Menas.  Nie ja temu zaprzeczę. Nie spodziewaliśmy się spotkać tu Marka Antoniusza. Powiedz mi, proszę, czy się on ożenił z Kleopatrą?
Enobarb.  Siostra Cezara nazywa się Oktawia.
Menas.  Wiem o tem; była żoną Kajusza Marcella.
Enobarb.  A teraz jest żoną Marka Antoniusza.
Menas.  Czy tak?
Enobarb.  Możesz mi wierzyć.
Menas.  W takim razie Antoniusz i Cezar zjednoczeni są na zawsze.
Enobarb.  Gdyby mi kazano wróżyć o tem zjednoczeniu, inaczejbym prorokował.
Menas.  Zdaje mi się, że polityczne rachuby większą grały rolę w tem małżeństwie, niż miłość skojarzonych.
Enobarb.  I ja tak myślę. Zobaczysz, iż węzeł, który zdaje się ustalać ich przyjaźń, udusi ją w końcu. Oktawia, święta to kobieta, ale jej temperament zimny i spokojny.
Menas.  A któżby nie chciał takiej żony?
Enobarb.  Ten, który nie ma takiego temperamentu, to jest Marek Antoniusz. Wróci on do swej egipskiej potrawy, a wtedy westchnienia Oktawii rozniecą ogień w Cezarze i, jak powiedziałem, to co jest dziś siłą ich przyjaźni, będzie bezpośrednią przyczyną ich niezgody. Antoniusz pójdzie szukać miłości, gdzie ją zostawił, bo tu wziął on tylko polityczną konieczność za żonę.
Menas.  Być może. — Czy chcesz teraz pójść ze mną na pokład naszego okrętu? Mam ci zaproponować toast.